Bogusław Danielewski: ja to teatr, teatr to ja

Bogusław Danielewski: ja to teatr, teatr to ja

Bogusław Danielewski to znakomity wrocławski aktor, reżyser i pedagog, który 16 kwietnia obchodził jubileusz 90 urodzin. Niezwykle pogodny, życzliwy, o wspaniałym poczuciu humoru. W rozmowie z Magdą Wieteską opowiada o dzieciństwie, początkach kariery, przytaczając zabawne anegdoty z teatralnych scen.

Bogusław Danielewski nie przeszedł na aktorską emeryturę, cały czas jest aktywny zawodowo – gra w Teatrze Polskim i Teatrze Komedia. Ma na swoim koncie kilkaset ról w filmie i teatrze. Grał m.in. w „Konsulu”, „Jak być kochaną”, „Wspólnym pokoju”, „Życiu jak poker”, u takich reżyserów jak Rotbaum, Tomaszewski, Wajda, Grzegorzewski. Jest laureatem wielu nagród i odznaczeń państwowych, m.in. Złotej, Srebrnej i Brązowej Iglicy, Nagrody Miasta Wrocławia, otrzymał też Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

Magda Wieteska: Panie Bogusławie, kim Pan chciał być w dzieciństwie?
Bogusław Danielewski: Aktorem.

M.W.: Naprawdę?
B.D.: Tak, zawsze aktorem. Gdy bawiliśmy się jako dzieci, zawsze byłem pierwszy, żeby bawić się w teatr. Było nas pięciu braci, ja najmłodszy i zabawa w teatr była naszą ulubioną.

M.W.: A rodzice? Też mieli artystyczne zamiłowania?
B.D.: Mamusia pięknie śpiewała i w ogóle ciągnęło ją zawsze do teatru. Ale ponieważ miała nas pięcioro, to musiała siedzieć w domu i opiekować się nami. Ale jej zamiłowanie do śpiewu i do teatru rzutowało na mnie osobiście.

M.W.: Nie tylko na Pana, bo i Pańscy bracia poszli w kierunku artystycznych zawodów…
B.D.: Tak, jeden z braci został pianistą, drugi reżyserem.

M.W.: A inne dziecięce zabawy? Takie, które dziś odeszły już w zapomnienie?
B.D.: Graliśmy w piłkę, ale dziś chłopcy też grają. Trudno mi przypomnieć sobie inne, bo nas zawsze zajmował teatr. To były piękne lata, lata dzieciństwa, piękne chwile. Ale było, minęło, skończyło się. A teraz, panie, tylko dla chleba, dla chleba! (podśpiewuje Bogusław Danielewski).

Bogusław Danielewski, Teatr Komedii (fot. Irena Kawczyńska, 7.03.2018 r.)

Bogusław Danielewski, Teatr Komedii (fot. Irena Kawczyńska, 7.03.2018 r.)

M.W.: Od 1954 roku mieszka Pan i pracuje we Wrocławiu. Ale karierę zawodową zaczął Pan w 1948 roku w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Skąd wziął się pomysł na przeprowadzkę?
B.D.: Zostałem zaproszony na gościnne występy do Opery Wrocławskiej. Przyjechałem i wyreżyserowałem „Zemstę nietoperza”. W międzyczasie lokalne artystyczne środowisko zwróciło na mnie uwagę i zaproponowali mi, żebym został tu na stałe. Pomyślałem, spróbuję zrobić jeszcze jedną operę i zobaczymy, co dalej. Ale potem tak mnie to wciągnęło i miałem tyle propozycji, że zdecydowałem się na stałą przeprowadzkę do Wrocławia.

Występy na Wybrzeżu to była ciężka praca. Trzeba było przemieszczać się między Gdynią, Sopotem a Gdańskiem, bo teatr miał tam swoje sceny. Więc ciągle byłem w tym pociągu, na próbę, z próby na kolejną, na przedstawienie. To mnie kosztowało dużo wysiłku i nerwów. Tak że Wrocław mnie bardziej zainteresował i przywiązałem się od razu, bez najmniejszego problemu – do sztuki i do pięknej dziewczyny, czyli mojej obecnej żony, Janiny.

M.W.: Jak długo jesteście Państwo małżeństwem?
B.D.: No, będzie już ponad 50 lat.

M.W.: To rzeczywiście piękny jubileusz, gratuluję! Mówi Pan, że lubi Wrocław, a czy ma Pan swoje ulubione miejsca w naszym mieście?
B.D.: Lokali nie szukam, bo w domu mam bardzo dobre jedzenie (śmiech). A jeżeli czasem muszę się spotkać z kimś w kawiarni, to właściwie zawsze w kawiarni teatralnej. W Teatrze Polskim mam bardzo przyjemną kawiarenkę i właśnie tam się umawiam. Moi goście za jednym zamachem i repertuar przejrzą, i fotosy obejrzą..

M.W.: …i od razu bilet na przedstawienie kupią…
B.D.: (śmiech). Zwykle zapraszam swoich gości, więc nie chodzi tu o finanse.

M.W.: Miał być Pan śpiewakiem. Ale, jak ktoś kiedyś Panu powiedział, śpiew się w pewnym momencie kończy, a grać można długo.
B.D.: Od dziecka śpiew mnie bardzo inspirował. Śpiewałem w operze i w operetce we Wrocławiu, reżyserując jednocześnie. Do dziś zresztą słucham muzyki i śpiewam.
Ale powiem pani szczerze, że obecnie śpiewacy nie śpiewają tak, jak to było dawniej. Podśpiewa dwa, trzy słowa, a potem mówi monotonnie, na jednym napięciu. Dla mnie to nie jest śpiew.

M.W.: Ponad 20 lat był Pan wykładowcą na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Wiem, że do dzisiaj pomaga Pan swoim studentom…
B.D.: Tak, ja ich zresztą sam o to prosiłem: jak zaczniecie pracę, będziecie mieli jakiś problem, jak np. ugryźć rolę, od czego zacząć, to walcie do mnie, zrobimy spotkanie na godzinę albo dwie, przejrzę z wami całą rolę i w miarę swoich możliwości pomogę. Trudno, żebym swoich studentów nie popierał.

M.W.: Od 70 lat gra Pan w teatrze (niesamowite!). Przez ten czas na pewno zdarzyło się wiele zabawnych chwil. Jakaś anegdota dla Czytelników „Gazety Senior”?
B.D.: Był taki znakomity aktor i reżyser, Artur Młodnicki, dużej klasy pan i wspaniały kolega. Lubiliśmy się i bardzo często grywaliśmy razem. Miał taki swój ulubiony dowcip. Gramy, on mówi swoją rolę, ale w pewnym momencie zapomina kwestii. I wtedy, gdy miał tę dziurę w pamięci, mówił: „No wiesz – i tak dalej, i tak dalej, co ja ci zresztą będę tłumaczył, przecież graliśmy to już 50 razy”. I wtedy ja musiałem haftować, czyli mówić za niego i za siebie. „Ach, to chciałeś powiedzieć?” No i tak się haftowało (śmiech).

Bogusław Danielewski, Teatr Komedii 7.03.2018 (fot. Irena Kawczyńska)

Bogusław Danielewski, Teatr Komedii (fot. Irena Kawczyńska, 7.03.2018 r.)

M.W.: Była dawniej w teatrze budka suflera, czyli pomieszczenie na przodzie sceny teatralnej, osłonięte przed widzami, przeznaczone dla osoby podpowiadającej tekst. A dziś?
B.D.: Nadal jest sufler w teatrze, ale już nie siedzi w budce, tylko na krzesełku za pierwszą kulisą z prawej strony. Mieliśmy znakomitego suflera, już nie żyje, niestety. Czasem, gdy podchodziłem do niego do kulisy, tak z zamyślenia, to on mówił: „Trzeba się było uczyć w domu, baranie!” (śmiech). Oczywiście podpowiedział, ale najpierw musiał mnie pognębić (śmiech).

M.W.: Czy aktorzy korzystają dziś z podpowiedzi suflera?
B.D.: Tak, ale bardzo rzadko. Bo aktorzy nauczyli się improwizować. Ratują się w ten sposób sami. Ale żeby sufler nie stracił pracy, to zawsze przed dyrekcją, z niepokojem pytamy: „Ale sufler, gdzie jest sufler?” (śmiech).

M.W.: Grał Pan z Kaliną Jędrusik w filmie „Jak być kochaną”. Czy rzeczywiście Kalina Jędrusik była tak uwodzicielska, zmysłowa i uwielbiająca towarzystwo mężczyzn?
B.D.: Są pewne tajemnice. Jeżeli aktorzy ze sobą grają i bardzo się polubią, to niejeden zgrzeszy przy okazji. Jak to w zawodach, gdzie się dużo ze sobą przebywa.

M.W.: Od ponad 60 lat gra Pan w Teatrze Polskim, od 10 lat we Wrocławskim Teatrze Komedia. Czy nie czuje się Pan zmęczony, nie myśli Pan o aktorskiej emeryturze?
B.D.: Grywam często w dwóch przedstawieniach w ciągu dnia. Owszem, to dosyć męczące, bo jestem zajęty cały dzień. Ale teatr to ja, a ja to teatr.

M.W.: Co by Pan radził młodym aktorom?
B.D.: Przede wszystkim, żeby mieli kontakt ze starymi aktorami, bo stary aktor młodemu właściwie doradzi, wytłumaczy, pokaże. Ma wtedy ten młody aktor wyrazisty pokaz, o co właściwie w tej roli chodzi. Bo rola musi załatwiać pewne intencje autora. Bo jeśli przyjmuję rolę, to zaczynam być aktorem i autorem, to jest nierozerwalnie ze sobą połączone.

M.W.: Czy jest rola albo sztuka, o zagraniu której Pan marzył, a nie zagrał?
B.D.: Ja byłem w sytuacji, gdzie grałem w nadmiarze. Koledzy np. grali tylko w sezonie, czyli w ciągu roku teatralnego dwie, trzy role. A mnie reżyserzy łapali, „niech pan zrobi jeszcze to i to, kochany panie Bogusławie”. A ponieważ teatr płaci od spektakli, czyli od liczby zagranych ról, to okazało się to też dla mnie dobrym zarobkiem.

M.W.: Co Pan robi, żeby utrzymać taką świetną formę?
B.D.: Nie rozczulam się nad sobą po prostu.

M.W.: Jakieś ćwiczenia, zdrowe odżywanie?
B.D.: Raczej nie, po prostu w naturze mam dobre samopoczucie. Nie narzekam też na kondycję. Kiedyś dobrze jeździłem na nartach, dużo pływałem. Zresztą trudno, żeby ktoś nie pływał, jak mieszkał w Sopocie.

M.W.: 16 kwietnia obchodzi Pan jubileusz 90 urodzin. Wrocławski Teatr Komedia w tym samym dniu, o godz. 19.00, organizuje na swojej scenie Pana benefis. Korzystając z okazji, razem z całym zespołem Gazety Senior składamy Panu najlepsze życzenia urodzinowe.
B.D.: Bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam Państwa oraz Czytelników.

 


Wywiad z Bogusławem Danielewskim ukazał się w papierowym wydaniu Gazety Senior 3/2018, str. 2-3.

CATEGORIES
Share This

Zapisz się do newslettera Gazety Senior!

To proste, aby otrzymywać nasz Newsletter, wypełnij trzy pola poniżej i kliknij „Zapisz mnie do Newslettera”. Usługa jest bezpłatna.


This will close in 0 seconds