Wyczarować coś z niczego. Jola Caputa – ekspert kulinarny

Kiedy praca zawodowa łączy się z pasją, powstaje fascynująca mieszanka, o której marzy wielu z nas. Jola Caputa – autorka książek i kulinarny ekspert pokazuje, że nawet na emeryturze można kontynuować to, co w pracy i życiu prywatnym sprawia przyjemność. W rozmowie z Magdą Wieteską opowiada o rodzinnych tradycjach w gotowaniu, kulinarnych wyzwaniach i czytelnikach swojego bloga.

Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej GazetaSenior.pl

Jola caputa3_www.przepisyJoli.com

Magda Wieteska: Jest Pani autorką bestsellerowych książek kulinarnych, do emerytury pracowała Pani w wydawnictwie jako kulinarny ekspert. Dlaczego właśnie taka branża? Przypadek czy pasja?
Jolanta Caputa: Moja rodzina była związana z kulinariami. Mój ojciec prowadził restaurację i genialnie gotował. To on był wirtuozem w moim rodzinnym domu. Oczywiście moja mama gotuje cudownie, jednak to tata był pasjonatem kulinariów.

M.W.: Pochodzi Pani z rodziny o kulinarnych tradycjach. Proszę przybliżyć nam tę historię…
J.C.: Tak jak wspominałam, mój tata prowadził restauracje. W moim rodzinnym domu kochało się gości. Powiedzenie „Gość w dom, Bóg w dom” jest najbardziej adekwatne. Na moim blogu znalazł się wege burger autorstwa mojego taty, który w latach 60. przygotowywał takie warzywne kotlety w bułce. Na stronie i w mojej książce znalazł się też obłędny jabłecznik Babci Ani (jak nazywają go moje dzieci).

M.W.: Pani rodzice pochodzą Kresów. Czy w rodzinnym domu jadało się typowe kresowe potrawy? Jakie? Czy przygotowuje je Pani w swoim domu?
J.C.: Oczywiście, że tak. Pielmienie, pierogi, bałabuchy, mace to wszystko pamiętam z mojego domu. Oczywiście ta tradycja w moim domu jest podtrzymywana, mało tego – moje dzieci też gotują tak u siebie w domach. Ostatnio w ramach rozwoju mojego projektu nagraliśmy film w Czerniowcach, gdzie przed wojną mieszkała część mojej rodziny. Na filmie pokazaliśmy, jak przygotować przepyszne domowe bliny.

M.W.: Prowadzi Pani jeden z najpopularniejszych blogów kulinarnych w Polsce – www.przepisyJoli.com. Skąd wziął się pomysł na tego typu działalność?
J.C.: Blog był dla mnie formą bliższego kontaktu z czytelnikiem niż publikacje prasowe lub książkowe. W internecie publikuję przepis, a czasami już po 30 minutach czytam, że ktoś właśnie przygotował potrawę. Wielokrotnie czytelnicy po niespełna godzinie wstawiali zdjęcie upieczonego przez nich ciasta według mojego przepisu. To cudowne uczucie, kiedy na moim stole i moich czytelników gości to samo danie.
Sama geneza projektu jest bardzo ciekawa, bo to moje dzieci bardzo wspierały mnie i wspierają w tym, co robię.

M.W.: Gotowanie jest dla wielu kobiet, zwłaszcza młodych, niezbyt miłym obowiązkiem. Jak by je Pani zachęciła, by polubiły pichcenie? A może nie warto się przełamywać i robić tylko to, co się lubi i umie? Jakie jest Pani zdanie na ten temat?
J.C.: Jestem zupełnie innego zdania, moje czytelniczki to w większości młode kobiety w wieku 25-35 lat, ta grupa jest na moim blogu najliczniejsza. W Polsce jest moda na gotowanie, wręcz wypada gotować, znać się, jeść świadomie. Chcemy być dłużej zdrowi, młodsi i szczęśliwsi, a tego nie zagwarantuje nam „gotowiec”, do tego trzeba dobrego, świadomie przygotowanego jedzenia. Gotowanie to nie jest też obecnie zajęcie jedynie dla kobiet, wielu mężczyzn (np. mój syn) świetnie gotuje.

M.W.: Kulinarnych blogów jest w internecie całe zatrzęsienie. A jednak Pani blog mocno się wybija. Czemu zawdzięcza ten sukces?
J.C.: To nie jest mój sukces, tylko moich czytelników. Na moim blogu i profilu na Facebooku hejt jest sprawą marginalną. Ludzie odwiedzają moją stronę, wymieniają się w komentarzach uwagami, ale wszyscy się szanują. Może jest tak, że w pogoni za karierą tracimy szacunek, dla siebie i dla naszych czytelników. Dla mnie najważniejsze było to, co autentyczne. Ważniejsze niż to, co może przynieść sukces.
Od strony merytorycznej zapewne dużą rolę odgrywa fakt, że przepisy, które publikuję, są wielokrotnie sprawdzone w moim domu. Tutaj nie ma miejsca na pomyłki, nigdy nie opublikowałabym czegoś, czego nie jestem pewna. Wydaje mi się, że na sukces składają się szczerość, prawda i życzliwość.

M.W.: Dwa lata temu, w plebiscycie „Gazety Wrocławskiej”, otrzymała Pani prestiżowy tytuł Wpływowej Kobiety Dolnego Śląska. Jak odczuwa Pani ten wpływ na innych ludzi? Czy coś zmieniło się dzięki temu w Pani karierze?
J.C.: Czasami czytelniczki opowiadają mi o tym, jak jakaś konkretna potrawa zmieniła coś w ich życiu. Zaimponowały teściowej, ucieszyły męża, zaskoczyły mamę. Kiedyś napisała do mnie moja równolatka, że przez całe życie była bardzo aktywna zawodowo, obecnie przeszła na emeryturę i odwiedziła dzieci i wnuki w Anglii. Jak napisała, dzięki „Przepisom Joli” piecze pyszności dla wnucząt, odnajdując się i spełniając w roli babci. I tylko naszą słodką tajemnicą jest to, że „lekko” jej w tym pomagam.

M.W.: Czy pamięta Pani swoje największe kulinarne wyzwanie? Udało się je zrealizować?
J.C.: To wyzwanie to każdy dzień z moim projektem i domem. Jesteśmy tak dobrzy, jak dobre jest nasze ostatnie danie 🙂

M.W.: Dziś w sklepach można dostać wszystko, wystarczy mieć pieniądze. Za komuny półki sklepowe świeciły pustkami, wiele produktów było na kartki. Jak radziła sobie Pani w tamtych czasach?
J.C.: Ja, podobnie jak wiele polskich kobiet, radziłam sobie wyśmienicie. Polacy to bardzo inteligentny naród i zawsze sobie radzimy. Potrafimy wyczarować coś z niczego.

M.W.: Czy czytuje Pani blogi kulinarne? Jak je Pani ocenia? Czy podane przepisy są w nich wiarygodne? Przyznam, że kiedyś oparłam się na przepisie z bloga i… z potrawy nic nie wyszło.
J.C.: Ciężko mi oceniać blogi kulinarne 🙂 Czytuję bloga mojej córki (www.idealneciasta.com), która skupia się na słodkościach, czytuję bloga mojej przyjaciółki Weroniki (www.smakiweroniki.pl), czytuję genialnego bloga Piotrka Gładczaka z Wrocławskich Podróży Kulinarnych, regularnie oglądam filmy Pascala Brodnickiego, z którym miałam przyjemność nagrać filmy i gotować.
Nie skupiam się na tym, co nie wychodzi, dlatego ciężko mi negatywnie oceniać projekty.

M.W.: Jak odpoczywa Jola Caputa? Tylko proszę nie mówić, że… gotując…?
J.C.: Z dziećmi, wnukiem, mężem. Uwielbiam zwierzęta. Lubię podróże. Interesują mnie ludzie i świat.

M.W.: Czy dostaniemy od Pani sprawdzony przepis na ciasto z letnich owoców?
J.C.: Oczywiście! Proponuję ciasto ucierane z jagodami i kruszonką.

www.przepisyJoli.com Ciasto z kruszonką

Składniki na ciasto:
4 jajka
3 szklanki mąki (1 szklanka = 250 ml)
1 szklanka cukru
3/4 szklanki oleju
3/4 śmietany 18%
2 łyżeczki proszku do pieczenia
30 dag jagód

Składniki na kruszonkę:
5 łyżek mąki
2 łyżki cukru
50 g masła

Dodatkowo:
Blacha o wymiarach 23 x 23 cm lub większa

Wykonanie:
Wszystkie składniki na ciasto powinny być w temperaturze pokojowej. Jajka utarłam z cukrem na puszystą masę (do białości). Następnie naprzemiennie wlewałam olej i śmietanę, cały czas miksując. Na koniec dosypałam mąkę, proszek do pieczenia i wymieszałam szpatułką (już nie miksujemy). Na ciasto wysypałam jagody. Zrobiłam kruszonkę: zagniatałam mąkę, masło i cukier, aż powstały charakterystyczne grudki. Tak przygotowaną kruszonką posypałam wierzch ciasta. Ciasto piekłam w piekarniku nagrzanym do 180 stopni (góra-dół; bez termoobiegu) ok. 50 minut (do tzw. suchego patyczka).

M.W.: Na zdjęciu rzeczywiście wygląda smakowicie! I przepis też nie wydaje się za trudny.
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę udanych wakacji!

fot. www.przepisyJoli.com

Redakcja
CATEGORIES
Share This

Zapisz się do newslettera Gazety Senior!

To proste, aby otrzymywać nasz Newsletter, wypełnij trzy pola poniżej i kliknij „Zapisz mnie do Newslettera”. Usługa jest bezpłatna.


This will close in 0 seconds